Portfele gorzko trawią każdy nasz zakup. Nic dziwnego – w maju br. zanotowaliśmy najwyższy wskaźnik inflacji od 10 lat – na poziomie 4,8 proc. według GUS i 5,1 proc. zgodnie z Eurostatem. Czerwiec przyniósł niewielką ulgę.
Polscy konsumenci ostatnio mają dużo powodów do narzekań – obserwując wzrosty cen żywności, leków, a także utrzymania mieszkań
Inflację w największym stopniu podnoszą ceny paliw, które w ostatnim roku podrożały prawie o 30 proc.
Za mocne wzrosty w deweloperce odpowiadają coraz wyższe stawki materiałów budowlanych oraz surowców. Swoje dokładają ceny energii i transportu
Inflacja spowodowana jest przede wszystkim wzrostem cen paliw – ekonomiści wskazują, że w czerwcu br. płaciliśmy za nie o ponad 27 proc. więcej niż rok wcześniej. – To jednak efekt bazy – odnosimy się bowiem do pierwszych miesięcy pandemicznych, w których ceny były bardzo niskie – zauważa Michał Gniazdowski, analityk zespołu makroekonomii w Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Szacuje, że do końca roku ceny paliw będą podwyższać CPI o ok. 1 pp.
Systematycznie drożeje też żywność, z rocznym wzrostem na poziomie 2 proc., która razem z napojami bezalkoholowymi, stanowi już przeszło 25 proc. wydatków konsumenckich. – Bardzo mocno wzrosły również koszty utrzymania mieszkania, przede wszystkim ceny wywozu śmieci. Drożeją również usługi związane z rekreacją i kulturą oraz niektóre usługi stacjonarne: fryzjerskie i kosmetyczne. Podwyżki cen związane są z koniecznością odrobienia przynajmniej części strat poniesionych w czasie pandemii – tłumaczy Michał Gniazdowski.
Inflacja, jak dodaje Dariusz Świniarski, szef Zespołu Zarządzania Portfelami w Skarbiec TFI, rozlała się szeroko po gospodarce i dotknęła również kategorie dotychczas deflacyjne jak np. odzież i obuwie. Zdrożały one o 0,8 proc. w ujęciu rocznym, co jest przełamaniem trendu spadkowego trwającego od 9 lat. W górę poszły też stawki za usługi gastronomiczne i hotelowe.
Inflacyjne rekordy
Warto jednak mieć na uwadze, że Polska z podwyższonymi odczytami inflacji nie jest odosobniona. Podwyżki widać na całym świecie. – Sztandarowym przykładem tego procesu jest wzrost kosztu frachtu kontenera z Chin do Europy z poziomu 2 tys. dolarów (styczeń 2020 r.) do 11 tys. USD obecnie, co przekłada się na wzrost cen zarówno dóbr konsumpcyjnych i komponentów do produkcji. O ile okres otwierania gospodarek po pandemii spowodował przyspieszenie wzrostu odczytów CPI na całym świecie, to kraje Europy Centralnej (w tym Polska) notowały podwyższona dynamikę CPI już przed wybuchem pandemii. Dlatego nałożenie się po pandemicznych procesów inflacyjnych na już obecną presję cenową w Polsce, skutkuje najwyższymi odczytami krajowej inflacji od dekady – opowiada Dariusz Świniarski.
Zwraca uwagę, że od 2015 r. do dziś inflacja mierzona średnim rocznym odczytem CPI wzrosła o 16 proc. Niepokojące jest przyspieszenie jej dynamiki od 2019 r., które zaowocowało odczytem za czerwiec na poziomie 4,4 proc r/r. – Lekkie wyhamowanie dynamiki inflacji w Polsce w czerwcu, po majowym odczycie na poziomie 4,7 proc. r/r, który był najwyższy od sierpnia 2001 roku, mogło dostarczyć jedynie argumentów “gołębiom z RPP”, którzy czekając na lipcową projekcję inflacji mogą utrzymywać retorykę o braku konieczności normalizacji polityki monetarnej – zauważa Dariusz Świniarski.
Czego możemy się spodziewać w kolejnych miesiącach? – Ceny paliw utrzymają wysoką dynamikę z uwagi na wzrost cen ropy naftowej na rynkach światowych. Cen żywności także będą rosnąć w trakcie wakacji – wzrost dotyczyć będzie części produktów. Najbardziej podrożeją produkty pochodzenia zbożowego. Tańsze niż rok wcześniej będą natomiast owoce i warzywa. Wzrost cen usług będzie spowalniać, ale najprawdopodobniej mocniej wzrosną ceny towarów przemysłowych. W związku z tym inflacja bazowa (nieuwzględniająca cen żywności i energii) powinna pozostać stabilna – prognozuje Michał Gniazdowski.
Ropa
Notowania cen ropy w Polsce, i na świecie rosną od marca 2020 r. Jak wyjaśniają ekonomiści, odbudowa i powrót do dodatnich odczytów PKB w gospodarkach koreluje ze wzrostami cen surowców przemysłowych, stąd, wzrosty cen ropy nie powinny dziwić. Na ten efekt nakłada się brak porozumienia w grupie OPEC+.
– ZEA nie są w stanie ustalić z Saudami w sprawie poziomu wzrostu wydobycia. Brak uzgodnienia wspólnego stanowiska utrzymuje obniżone poziomy produkcji ropy w otoczeniu rosnącego popytu, a to wpływa na podwyżki – tłumaczy Dariusz Świniarski.
Żywność i leki
Cena żywności to największa zmienna w miesięcznych wzrostach inflacji konsumenckiej. Ekonomiści wyliczają, że w całym 2021 r. żywność może przeciętnie podrożeć o ok. 5 proc. Drożyzna na półkach sklepowych to efekt rosnących cen skupu produktów rolnych. Zboże drożało już w drugiej połowie ubiegłego roku. Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictw i Gospodarki Żywnościowej można spodziewać się umiarkowanego wzrost cen zbóż, trwającego do przełomu I i II kw. 2022 r. Natomiast za wysokimi cenami drobiu stoi kolejny wybuch epidemii HPAI, w czasie której zlikwidowano miliony ptaków.
Na podwyżki wpływają również inne czynniki kosztowe wynikające z łańcucha dostaw – energia elektryczna wykorzystywana przy produkcji, paliwo w transporcie oraz rosnące wynagrodzenia, zarówno w firmach przetwórczych, jak i w handlu. Warto jednak weryfikować ofertę w sklepach, gdyż według różnych wyliczeń średnia wartość koszyka zakupowego może się różnić nawet o 40–50 proc.
Z problemem mocnych podwyżek w sektorze żywności zmaga się cały świat, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, tylko w maju br., według światowego indeksu cen żywności ONZ, stawki poszły w górę o ponad 27 proc.
Przeciętne ceny skupów rolnych bez VAT
Leki również coraz mocniej drażnią nasze budżety. Z analizy PEX PharmaSequence, wynika, że w maju br. średnia cena detaliczna leku wyniosła 24 zł, rosnąc prawie o 5 proc. rok rocznie.
– Same ceny niechronionych patentem leków refundowanych, czyli na receptę, należą do najniższych w Europie. Uśredniona cena jednej tabletki leku generycznego sprzedawanego w kanałach szpitalnym i aptecznym w Polsce wynosi 10 eurocentów i jest najniższą w Unii Europejskiej, gdzie średnia cena wynosi 18 eurocentów. A to oznacza, że nie ma już przestrzeni do dalszych obniżek. Grozi to bowiem brakami leków, bo producenci będą wycofywać się z polskiego rynku. Cena leku refundowanego w aptece zależy też od wysokości dopłaty NFZ. I tu jest duża przestrzeń, bo w Polsce dopłaty płatnika publicznego do ceny leku należą do najniższych w UE. Tymczasem nowelizacja ustawy refundacyjnej zakłada w przypadku opłaty ryczałtowej za lek refundowany jej wzrost dla pacjenta – tłumaczy Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.